poniedziałek, 31 stycznia 2022

004: David Szalay - Turbulencje

    Wracam do pisania po tej czteroletniej przerwie. Brakowało mi ostatnio zapału do czytania książek i ilość przeczytanych stron malała z roku na rok. Stwierdziłam, że potrzebuję dodatkowej zachęty (czy przymusu, jak zwał tak zwał), bo czułam się źle sama ze sobą z tego powodu. Stosik nieprzeczytanych książek (czyt. stosik wstydu, choć w zasadzie to już raczej cały ośmiotysięcznik) ciągle rośnie - może więc powrót do bloga pomoże mi go trochę zmniejszyć ;)

Now, without further ado - przejdźmy do właściwej recenzji.



Autor: 
David Szalay
Tytuł: Turbulencje
Tytuł oryginalny: Turbulence
Liczba stron: 144
Rok wydania: 2020
Wydawnictwo: Pauza
Cena z okładki: 34,90 zł (oprawa miękka ze skrzydełkami)
ISBN: 978-83-957030-6-5
Ocena: 4,5/5 - polecam!









Czasem zastanawiam się, jak przypadkowe spotkania z osobami znajomymi bądź nie wpływają na losy ich i moje. Czy to, że wcisnęłam przycisk "STOP" w autobusie dla biegnącej za nim elegancko ubranej kobiety sprawiło, że nie spóźniła się na rozmowę kwalifikacyjną? Czy dzięki temu, że zdążyła na nią na czas, dostała w końcu dobrze płatną pracę, pozwalającą jej utrzymać rodzinę?

Taki efekt motyla wspaniale pokazuje krótka, choć obfitująca w wydarzenia i ciekawych bohaterów powieść Turbulencje. David Szalay przez 12 rozdziałów, nazwanych oznaczeniami lotów, którymi podróżują opisywane przez niego osoby uświadamia nam, jak wielkie znaczenie dla czasem zupełnie nieznanych nam ludzi mają nasze działania. Każdy rozdział to osobna historia, która zazębia się jednak z innymi. Autor zabiera nas w podróż dookoła świata, gdzie poznajemy osoby w różnym wieku, różnego pochodzenia i o różnym statusie społecznym, którym, choć opisanym na kilkunastu stronach, nie brakuje wielowymiarowości, które łatwo zapadają w pamięć i do których szybko się przywiązujemy.

Naszą wyprawę zaczynamy od lotu relacji Londyn Gatwick - Madryt Barajas. Główna bohaterka tego rozdziału nie lubi latać, jednak ciężka choroba syna zmusiła ją do podróży przez pół Europy. Niestety, odrzuca on chęć pomocy matki i namawia do powrotu do domu. Rezerwuje jej lot do Madrytu i odwozi na lotnisko Gatwick. Zestresowana kobieta, paraliżowana lękiem przed lataniem próbuje znieczulić się alkoholem. Podczas lotu mają jednak miejsce tytułowe turbulencje, na tyle silne, że mężczyzna siedzący obok niej oblewa się pitym napojem. Ostatnie, co pamięta sprzed omdlenia ze stresu to to, że dzieli się z nim chusteczkami higienicznymi, a on mówi jej, że wraca z podróży służbowej. To na tym właśnie mężczyźnie koncentruje się akcja drugiego rozdziału. Leciał on przez Madryt do domu w Dakarze. Z lotniska odbiera go kierowca, którego syn miał wpływ na bohatera trzeciego rozdziału...

Cała powieść to układanka, której kolejne części łączą się ze sobą jak ogniwa łańcucha. Z ciekawością, uśmiechem, smutkiem i całym wachlarzem innych emocji podążamy ścieżką wydarzeń, wyznaczaną przez kolejne międzypaństwowe loty. Obserwujemy podróże bohaterów, zarówno te fizyczne, jak i emocjonalne. Tak duża różnorodność opisywanych osób sprawia, że każdy może odnaleźć w tej książkę cząstkę siebie, może utożsamić się z którymś z bohaterów. Ich odczucia opisane są w tak barwny i obrazowy sposób, że czytanie tej powieści było istnym emocjonalnym rollercoasterem jadącym z niesamowitą prędkością.

Nie da się odłożyć tej książki chociaż na chwilę. Akcja jest tak absorbująca, że nie ma innego wyjścia, jak tylko przeczytać ją od początku do końca. Podróż przez Turbulencje minęła w błyskawicznym tempie, może nawet nieco zbyt szybko - nie zdążyłam się obejrzeć, a już lądowałam z bohaterką ostatniego rozdziału z powrotem na lotnisku Londyn Gatwick. Uwielbiam książki, które nawet po ich skończeniu wywołują masę przemyśleń - a ta bezsprzecznie do nich należy. Wiem, że sięgnę po nią jeszcze nie raz; chciałabym też zapoznać się z innymi dziełami tego autora.

Polecam ją każdemu z całego serca. Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie.

Jakie to teraz proste - kupić bilet lotniczy, podróżować po świecie.

czwartek, 1 lutego 2018

003: Haruki Murakami - Po zmierzchu


Autor: Haruki Murakami
Tytuł: Po zmierzchu
Tytuł oryginalny: jap. アフターダーク, Afutā Dāku, ang. After Dark
Liczba stron: 200
Rok wydania: 2007
Wydawnictwo: Muza
Cena z okładki: 29,90 zł (twarda oprawa)
ISBN: 978-83-7495-170-8
Ocena: 3,5/5










Sześć głównych postaci: dwie siostry, zubożały student prawa grający na puzonie, była zapaśniczka i szefowa love hotelu, chińska prostytutka, a także zagadkowy pracownik firmy informatycznej. Niby całkiem różne osoby, ale jedna noc zwiąże losy ich wszystkich.

Pierwszy zegarek, nad pierwszym rozdziałem, pokazuje godzinę 23:56. O tej porze rozpoczynamy naszą wędrówkę po Tokio. W całodobowej restauracji Denny's spotykamy naszą pierwszą bohaterkę, Mari Asai. Czyta grubą książkę, pali papierosy i pije kawę. Dosiada się do niej Tetsuya Takahashi, z którym, okazuje się, już kiedyś się spotkała, jednak na początku nie rozpoznaje go i nie może przypomnieć sobie jego imienia.

- Nie musisz pamiętać. Mam wyjątkowo banalne imię i nazwisko. Czasami sam mam ochotę zapomnieć. Ale nie tak łatwo zapomnieć własne nazwisko. A nazwiska innych ciągle się zapomina, nawet te, które trzeba pamiętać.

Takahashi opowiada jej, że przecież kiedyś spotkał się przy basenie z nią i jej siostrą. Eri Asai, starsza i ładniejsza z rodzeństwa, modelka, jest teraz pogrążona w dziwnym śnie, w skromnie umeblowanym pokoju. Nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle się obudzi. 

Ludzie, nawet kiedy głęboko śpią, nie zapuszczają się aż tak daleko na terytorium snu. Nigdy aż tak całkowicie nie odrzucają świadomości.

O godzinie 0:25 Takahashiego nie ma już przy Mari. Dosiada się za to do niej Kaoru. Zarabiała na życie jako zapaśniczka, ale po poważnej kontuzji nie wróciła już na ring. Teraz utrzymuje się z prowadzenia love hotelu - miejsca, gdzie można zabrać kogoś na upojną noc lub chociaż kilka godzin doznań, zazwyczaj tych intymnych. Okazuje się, że do Alphaville, jej dobytku, przyszedł mężczyzna, który zamówił sobie prostytutkę z Chin, a później dotkliwie ją pobił. Z tego powodu, że dziewczyna nie jest w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa po japońsku, potrzebny jest tłumacz. Takahashi, który wie, że Mari dość dobrze mówi po chińsku, poleca ją Kaoru. Dziewczyna idzie do hotelu i pomaga Chince. Na szczęście kamera przy wejściu zarejestrowała oprawcę prostytutki.

- Już wcześniej chciałam zapytać - mówi Mari - dlaczego ten hotel nazywa się Alphaville?
  
- Hm, nie wiem dlaczego. [...] Dlaczego o to pytasz?
- Bo Alphaville to jeden z moich ulubionych filmów, Jean-Luca Godarda.

A w pokoju śpiącej Eri Asai nagle włącza się telewizor...


Cała akcja rozgrywa się w trakcie jednej nocy. Upływający czas uświadamiają nam zegary rozsiane po książce, pokazujące obecną godzinę. Murakami napisał całą opowieść z "punktu widzenia punktu widzenia" - czyli jesteśmy jakby "kamerą", która dokładnie rejestruje to, co się dzieje. Ten efekt jeszcze potęguje użycie czasu teraźniejszego.

Można powiedzieć, że przestrzegamy klasycznych zasad rządzących podróżami w czasie. Obserwujemy, lecz nie ingerujemy.

Zawsze mówi "my"; angażuje nas w obserwowanie, a czasami wręcz podglądanie. Zabiera nas w mroczne, niebezpieczne uliczki Tokio. Pokazuje nam nieumalowane, brutalne i czasami łamiące prawo oblicze Japonii.

Spodobało mi się nawiązanie do filmu Alphaville. Po opisie Mari myślę, że go obejrzę. Chcę zobaczyć, czy jest on taki, jak sobie to wyobrażam.

Bardzo ważną rolę gra utwór Five Spot After Dark, i zapewne domyślacie się tak jak ja, że to właśnie stąd wziął się tytuł powieści. Książka jest pełna przemyśleń bohaterów, ich historii, ich przeżyć i rozterek. Dla niektórych jednak fabuła może okazać się nieciekawa, bohaterowie powierzchowni, a rozmowy między nimi sztuczne. Mimo to uważam, że warto zagłębić się w tę powieść. Myślę, że każdy może coś znaleźć dla siebie: jakąś wypowiedź bohatera, jakieś przemyślenie, które zapadnie w pamięć.

To była moja pierwsza powieść Murakamiego. Sięgnę jeszcze jednak po inne. Być może w tej dosyć cienkiej książce nie dostrzegłam jeszcze geniuszu tego pisarza, o którym opowiadało mi tak wiele osób.

Mari zadaje pytanie: - Ta opowieść ma jakiś morał? 
- Chyba ma dwa. Jeden jest taki - mówi chłopak, podnosząc palec - że ludzie się od siebie różnią. Nawet bracia. A drugi - podnosi drugi palec - że jeżeli chce się czegoś naprawdę dowiedzieć, trzeba za to zapłacić pewną cenę.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

002: Wiedźmin. Dom ze Szkła

Autor: Paul Tobin (scenariusz), Joe Querio (rysunki)
Tytuł: Wiedźmin. Dom ze Szkła
Tytuł oryginalny: The Witcher Volume 1: House of Glass
Liczba stron: 134
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Egmont
Cena z okładki: nie podano (twarda oprawa)
ISBN: 978-83-281-0264-4
Ocena: 4,5/5 - polecam!










- Psiajucha! Co to?
- Utopiec! Przyglądał Ci się spod wody! Nie podchodź!
- Dobrze! Pod wodę z nim! Utop dziadygę!
- To utopiec. Nie da się go utopić. Już raz utonął.

Tak właśnie zaczyna się znajomość Geralta z Rivii i myśliwego Jakuba Orsztyna. Podczas swojej podróży wiedźmin zauważa ogień i postanawia jechać w tę stronę, głodny i spragniony ludzkiej mowy. Powitanie przerywa napaść utopca, przed którym Geralt ratuje Jakuba. W podzięce myśliwy oferuje mu wieczerzę. Przy ognisku opowiada swoją smutną historię - miał... w zasadzie to nadal ma ukochaną żonę Martę, która według jego opowieści została porwana przez wampiry i przemieniona w bruxę - krwiożercze stworzenie zawieszone między życiem a śmiercią. Codziennie przygląda się jej i podąża za nią, gdyż nadal ją kocha. Ona go nie atakuje - patrzy tylko na niego.

Geralt postanawia ruszyć z nim w dalszą podróż. Razem wjeżdżają do dziwnego lasu, obwieszonego ozdobami zrobionymi z czaszek i kości. Okazuje się on być puszczą-labiryntem, w starszej mowie zwanym Caed Dhu. Napotykają w nim upiorne stwory, i mimo tego, że Geralt natychmiast staje do walki, okazuje się ona całkiem niepotrzebna, ponieważ zostają uratowani przez Martę i ptaki przez nią wysłane.

- Bruxy i ptaki... wiedziałeś, że jest między nimi więź?

Podążając za świergoczącymi przyjaciółmi żony Jakuba, docierają do niezwykłego miejsca - Domu ze Szkła, olbrzymiej posiadłości pełnej witraży. Jest to dom Marty, kolejny wielki labirynt.

Tam właśnie Geralt napotyka olbrzymie zagrożenie i odkrywa tajemnicę myśliwego i jego żony, w czym pomaga mu sukkub Vara. Czy wiedźmińskie umiejętności i kodeks honorowy pozwolą mu ujść z twarzą?

- Ale przecież bruxą nie można zostać, trzeba się nią urodzić...


Jest to historia poboczna, umieszczona w wiedźmińskim uniwersum. Pokazuje, jak zapewne można się domyślić z opisu, jedną z przygód Geralta, która przytrafiła mu się podczas jego bezustannej wędrówki. Mimo iż moja przygoda z dziełami Sapkowskiego zaczęła się dość niedawno (jestem po Ostatnim życzeniu i paru godzinach pierwszej części gry na PC), doskonale rozumiałam wszystko, co się działo - co oznacza, że historia nie wymaga od nas, byśmy znali świat wiedźminów na wskroś. Myślę, że nawet osoba, która nigdy nie miała styczności z Geraltem, również zatopi się w tej historii i będzie ją przeżywała razem z bohaterami.

Ta opowieść, przedstawiona w formie komiksu, doskonale pasuje do tego, co znamy z książek Sapkowskiego. Ilustracje Joe Querio nie każdemu mogą przypaść do gustu, ponieważ lubi on stanowczą kreskę i ostre kąty. Ja natomiast uważam, że taka surowość rysunku fantastycznie współgra z nie zawsze wesołym i kolorowym światem Wiedźmina. Niesamowite są witraże, wypełniające cały Dom ze Szkła, pełne barw i opowiadające historię (ekhem, to taka mała sugestia, by zwrócić na nie szczególną uwagę). Querio doskonale operuje światłem i cieniem, co szczególnie widać w posiadłości. Poczwary wychodzące spod jego ołówka są wręcz namacalne i co bardziej strachliwym czytelnikom mogą się śnić po nocach. Na końcu książki znajduje się również "szkicownik" z komentarzem Daniela Chabona, przedstawiające wstępne szkice ilustracji z komiksu i okładki. Fascynujące jest obserwowanie, jak czasem dość chaotyczne szkice rozkwitają i stają się pięknymi, szczegółowymi klatkami opowieści.

Co do samej historii - bardzo dobrze jest oddany charakter Geralta, jego powściągliwość, małomówność, ale również odwaga i inteligencja. Ucieszyłam się, gdy dotarłam do momentu spotkania Vary (bo bardzo lubię sukkuby i inkuby, i ich sposób funkcjonowania), jednak dla mnie, jak na sukkuba, była nieco za mało powabna i za słabo kusiła - a to w końcu ich największa broń, i dlatego punktacja spadła z pełnej piątki do czterech i pół. Pomimo tego jest to postać dość głęboka, a dialogi między nią a Geraltem są inteligentne.

Tobin zastosował tutaj zabieg, który wyjątkowo doceniam w książkach - w retrospekcjach bohaterów pokazuje ich pochodzenie oraz historię. Czuję wtedy, że te postacie nie są zawieszone w przestrzeni, że istniały przed rozpoczęciem fabuły. Udało mu się również zakończyć opowieść w ten sposób, że nie mam po niej niedosytu, a poczucie, że historia zwyczajnie dobiegła końca.

- Przesądny wiedźmin? Nie wierzę. Nie chcesz mówić, to nie mów, rozumiem. Ale coś mi się zdaje, że prędzej czy później oboje i tak dowiemy się prawdy...

niedziela, 28 stycznia 2018

001: H.P. Lovecraft - Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści

Autor: Howard Phillips Lovecraft
Tytuł: Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści
Tytuł oryginalny: brak (antologia stworzona przez Macieja Płazę)
Liczba stron: 792
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Vesper
Cena z okładki: 59,90 zł (oprawa miękka ze skrzydełkami)
ISBN: 978-83-7731-098-4
Ocena: 4,5/5 - polecam!








Można sobie wyobrazić, że takie potężne moce czy byty zachowały się do dziś... zachowały się z pradawnych czasów, gdy świadomość być może manifestowała się jeszcze w kształtach i formach, które później ustąpiły przed naporem rozwijającego się człowieczeństwa... formach, których ulotne wspomnienie przetrwało jedynie w poezji i legendach, pod postacią bóstw, potworów, najprzeróżniejszych mitycznych istot...

Tymi słowami wita nas strona tytułowa najsłynniejszego chyba opowiadania Lovecrafta, Zewu Cthulhu. Można powiedzieć, że niejako są one kwintesencją całej jego twórczości.

Zgroza w Dunwich to piętnaście opowiadań Lovecrafta, wybranych i przełożonych na polski przez Macieja Płazę, również autora posłowia. Znajdziemy w niej króciutkie opowiadania, jak dziesięciostronicowy Dagon, jak również najdłuższy utwór pisarza, Przypadek Charlesa Dextera Warda. Wszystkie jednak zawierają grozę, przedstawioną w charakterystyczny i wyjątkowy sposób.

Z tą książką spędziłam wiele czasu, ze względu na jej obszerność. I zakochałam się w lovecraftowym sposobie przedstawiania świata. Zacznę od opowiadań, które najbardziej mną wstrząsnęły, a było takowych aż pięć, i, o dziwo, nie ma wśród nich Zewu Cthulhu. Każdemu z tych utworów poświęcę parę zdań, starając się nie zdradzać szczegółów, w które obfitują.

Muzyka Ericha Zanna to czwarte w kolejności opowiadanie. Jest to historia bohatera o imieniu i nazwisku zawartym w tytule, staruszka o niesamowitym talencie muzycznym. Gra on na skrzypcach co noc, a melodie przez niego tworzone urzekają narratora, mieszkającego w tym samym budynku. Jest w tej muzyce jednak coś nieludzkiego, niepokojącego...

Ósmy utwór z tej antologii nosi tytuł Przypadek Charlesa Dextera Warda, i, jak wspominałam wcześniej, to najdłuższe dzieło Lovecrafta. Na 150 stronach opisany zostaje młody mężczyzna, który zaczyna interesować się dziwnymi rzeczami - historią, okultyzmem, czarną magią; czyta też zakazane dzieła... i nagle jego osobowość całkowicie się zmienia, nie pamięta zupełnie nic, co działo się parę dni temu, a ze szczegółami opisuje wydarzenia całkiem dawne... I jaki związek z tym wszystkim ma fragment tekstu zamieszczony na stronie tytułowej tego opowiadania, traktujący o Podstawowych Solach Zwierząt?

Zaraz po Przypadku czeka nas Kolor z innego wszechświata, opowieść o tajemniczym meteorycie, który spadł niedaleko pewnej farmy; dzisiaj jest tam tylko kompletne pustkowie przeznaczone pod zalanie wodą i przekształcenie w sztuczny zbiornik wodny. Tuż po pojawieniu się głazu przy studni Nahuma Gardnera wszystko zaczyna ogarniać dziwna choroba... Jako małą ciekawostkę powiem Wam, że zaraz po przeczytaniu Koloru miałam ochotę sięgnąć po kredki, ołówki, papier i naszkicować moją wersję tej farmy ogarniętej chorobą, jednak całkowity brak talentu plastycznego jakoś mnie do tego zniechęcił. ;)

Przedostatnim z moich ulubionych opowiadań jest utwór W górach szaleństwa. Tak plastyczny opis tego, co stało się podczas eksploracyjnej wyprawy na Antarktydę zadziałał na moją wyobraźnię może nawet jeszcze mocniej niż Kolor z innego wszechświata. Podczas badań geologicznych naukowcy znajdują dziwne kamienie, minerały, skamieliny... To, skąd pochodzą, przejdzie ich najśmielsze oczekiwania i postawi ich w stanie najwyższego zagrożenia.

Z gór Antarktydy jedziemy nad morze w następnym opowiadaniu, Widmie nad Innsmouth. Pasjonat starych publikacji, geologii i archeologii wybiera się do Innsmouth, miasta portowego, o którym nikt nie chce opowiadać. Związane są z nim dziwne historie, opowiadane szeptem i z przestrachem przez miejscowych i przedmioty, jakich ludzkie oko wcześniej nie widziało. Omijana przez wszystkich miejscowość jest też centrum niezwykłego kultu, mocno związanego z tym, co żyje w wodach przy Innsmouth. (btw, plot twist w ostatnich akapitach opowiadania sprawił, że moje oczy stały się idealnie okrągłe)

Niestety, były też utwory, z których nie pamiętam za wiele i które nie przyciągnęły szczególnie mojej uwagi, dlatego też nie mogłam dać temu zbiorowi pełnej piątki. Nie można jednak zaprzeczyć, że jest to książka warta uwagi i przeczytania.

Ta obszerna antologia (prawie 800 stron!) zabiera nas w świat z początków wieku XX, współczesnych autorowi. Okraszona wspaniałymi ilustracjami Johna Coultharta wyzwala w nas lęki, także te pierwotne. Przyznaję się - to były pierwsze dzieła Lovecrafta, jakie kiedykolwiek przeczytałam. I jestem pewna, że nie ostatnie. Odkrywajcie tajemnice razem z bohaterami. A jest ich naprawdę wiele.

Bo przecież najbardziej boimy się nieznanego, prawda?

3, 2, 1... Otwieramy!

Witam Was na całkowicie nowym blogu. Będę tu publikowała recenzje książek, które przeczytałam. Nie mam swojego ulubionego gatunku książek i również takiego, po jaki nigdy nie sięgnę, więc możecie spodziewać się całkowicie wszystkiego.

Czytajcie, komentujcie, obserwujcie, lajkujcie stronę na Facebooku - to wszystko da mi poczucie, że są osoby, które mnie czytają i doda mi jeszcze więcej sił, by pisać. :)

Będę się starała publikować posty dość regularnie, więc bywajcie tu często!

Sayuri