Wracam do pisania po tej czteroletniej przerwie. Brakowało mi ostatnio zapału do czytania książek i ilość przeczytanych stron malała z roku na rok. Stwierdziłam, że potrzebuję dodatkowej zachęty (czy przymusu, jak zwał tak zwał), bo czułam się źle sama ze sobą z tego powodu. Stosik nieprzeczytanych książek (czyt. stosik wstydu, choć w zasadzie to już raczej cały ośmiotysięcznik) ciągle rośnie - może więc powrót do bloga pomoże mi go trochę zmniejszyć ;)
Now, without further ado - przejdźmy do właściwej recenzji.
Autor: David Szalay
Tytuł: Turbulencje
Tytuł oryginalny: Turbulence
Liczba stron: 144
Rok wydania: 2020
Wydawnictwo: Pauza
Cena z okładki: 34,90 zł (oprawa miękka ze skrzydełkami)
ISBN: 978-83-957030-6-5
Ocena: 4,5/5 - polecam!
Czasem zastanawiam się, jak przypadkowe spotkania z osobami znajomymi bądź nie wpływają na losy ich i moje. Czy to, że wcisnęłam przycisk "STOP" w autobusie dla biegnącej za nim elegancko ubranej kobiety sprawiło, że nie spóźniła się na rozmowę kwalifikacyjną? Czy dzięki temu, że zdążyła na nią na czas, dostała w końcu dobrze płatną pracę, pozwalającą jej utrzymać rodzinę?
Taki efekt motyla wspaniale pokazuje krótka, choć obfitująca w wydarzenia i ciekawych bohaterów powieść Turbulencje. David Szalay przez 12 rozdziałów, nazwanych oznaczeniami lotów, którymi podróżują opisywane przez niego osoby uświadamia nam, jak wielkie znaczenie dla czasem zupełnie nieznanych nam ludzi mają nasze działania. Każdy rozdział to osobna historia, która zazębia się jednak z innymi. Autor zabiera nas w podróż dookoła świata, gdzie poznajemy osoby w różnym wieku, różnego pochodzenia i o różnym statusie społecznym, którym, choć opisanym na kilkunastu stronach, nie brakuje wielowymiarowości, które łatwo zapadają w pamięć i do których szybko się przywiązujemy.
Naszą wyprawę zaczynamy od lotu relacji Londyn Gatwick - Madryt Barajas. Główna bohaterka tego rozdziału nie lubi latać, jednak ciężka choroba syna zmusiła ją do podróży przez pół Europy. Niestety, odrzuca on chęć pomocy matki i namawia do powrotu do domu. Rezerwuje jej lot do Madrytu i odwozi na lotnisko Gatwick. Zestresowana kobieta, paraliżowana lękiem przed lataniem próbuje znieczulić się alkoholem. Podczas lotu mają jednak miejsce tytułowe turbulencje, na tyle silne, że mężczyzna siedzący obok niej oblewa się pitym napojem. Ostatnie, co pamięta sprzed omdlenia ze stresu to to, że dzieli się z nim chusteczkami higienicznymi, a on mówi jej, że wraca z podróży służbowej. To na tym właśnie mężczyźnie koncentruje się akcja drugiego rozdziału. Leciał on przez Madryt do domu w Dakarze. Z lotniska odbiera go kierowca, którego syn miał wpływ na bohatera trzeciego rozdziału...
Cała powieść to układanka, której kolejne części łączą się ze sobą jak ogniwa łańcucha. Z ciekawością, uśmiechem, smutkiem i całym wachlarzem innych emocji podążamy ścieżką wydarzeń, wyznaczaną przez kolejne międzypaństwowe loty. Obserwujemy podróże bohaterów, zarówno te fizyczne, jak i emocjonalne. Tak duża różnorodność opisywanych osób sprawia, że każdy może odnaleźć w tej książkę cząstkę siebie, może utożsamić się z którymś z bohaterów. Ich odczucia opisane są w tak barwny i obrazowy sposób, że czytanie tej powieści było istnym emocjonalnym rollercoasterem jadącym z niesamowitą prędkością.
Nie da się odłożyć tej książki chociaż na chwilę. Akcja jest tak absorbująca, że nie ma innego wyjścia, jak tylko przeczytać ją od początku do końca. Podróż przez Turbulencje minęła w błyskawicznym tempie, może nawet nieco zbyt szybko - nie zdążyłam się obejrzeć, a już lądowałam z bohaterką ostatniego rozdziału z powrotem na lotnisku Londyn Gatwick. Uwielbiam książki, które nawet po ich skończeniu wywołują masę przemyśleń - a ta bezsprzecznie do nich należy. Wiem, że sięgnę po nią jeszcze nie raz; chciałabym też zapoznać się z innymi dziełami tego autora.
Polecam ją każdemu z całego serca. Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w ostatnim czasie.
Jakie to teraz proste - kupić bilet lotniczy, podróżować po świecie.